poniedziałek, 13 lutego 2012

Rozdział 1.


Od przeprowadzki Moniki minął okrągły tydzień. Od tego czasu Ola chodziła spać po północy, bo młodsza przyjaciółka zajmowała ją rozmowami, co starszej zbytnio nie przeszkadzało. Wiodły beztroskie życie, korzystając jeszcze z uroków wakacji. Od października Ola miała rozpocząć drugi rok fotografii, a Monika miała zacząć studiować upragnione dziennikarstwo. Szatynka odwróciła się na drugi bok, bo chciała jeszcze zaczerpnąć, choć odrobiny snu, ale uniemożliwił jej to krzyk przyjaciółki.
-Ola!- Wrzasnęła blondynka i z impetem wpadła do jej pokoju.
-Co? Daj pospać!- Mruknęła spod kołdry, ale Monika jednym ruchem ją zdarła.- Co chcesz?
-Jeść! Chciałam jeść, a lodówka znów świeci pustkami!- Powiedziała zakładając ręce na piersi.
-No i?
-No i to, że masz wstawać z łóżka i iść zrobić zakupy!
-Dlaczego ja?- Zdziwiła się.
-Bo lepiej znasz okolicę- Wyszczerzyła się młodsza.- A chyba nie chcesz, żebym się zgubiła, co? Moi rodzice nigdy by ci tego nie wybaczyli!- Wytknęła jej język.
-Monika!- Ola rzuciła w nią poduszką i niechętnie wstała z łóżka.

 -Lalalala, jaki piękny jest ten świat!- Podśpiewywała sobie radośnie Monika, a raczej próbowała śpiewać, bo dźwięki, które wydobywały się z jej gardła, raczej trudno było nazwać śpiewem. Dziewczyna właśnie wykonywała poranną toaletę, by choć trochę przypominać przeciętnego homo sapiens. W końcu nie wiadomo, kogo może dziś spotkać. Na dworze było bardzo ciepło, mimo że kończył się już wrzesień, więc postanowiła wyjść na balkon i tam naturalną metodą osuszyć wilgotne włosy. Jako, że od rana była w śpiewaczym nastroju, nie mogła powstrzymać się od nucenia nawet na otwartej przestrzeni:
- Mikuuuuusiu mój kochany przybyłam do Cieeeebie i będzie nam jak w nieeebie. - Po czym doszła do kulminacyjnego momentu występu i niczym artysta rockowy postanowiła wykrzyczeć ostatni wers: - BO JA TAK STRASZNIE MATEUSZKU KOCHAM CIĘ!
Następnie pokłoniła się nieistniejącej widowni i sama stworzyła dla siebie aplauz. Niestety widownia jednak istniała, o czym przekonała się, patrząc w dół. Jej jednoosobowa widownia wyglądała na trochę zdziwioną i bardzo rozbawioną. I do złudzenia przypominała faktycznego adresata jej zacnej pieśni. Po tym ostatnim wniosku Monice nie pozostało nic innego, jak tylko z piskiem na ustach schronić się szybko w pokoju i najlepiej na wszelki wypadek już nigdy z niego nie wychodzić.

 Wracała do domu obładowana zakupami i w myślach przeklinała wszystkich, którzy choć niechcący ją trącili. Była w podłym nastroju, sama nie wiedziała, co jest tym spowodowane. Może tym, że w sklepie trafiła na niezbyt przyjemną ekspedientkę? Pokręciła jedynie głową, co jakiś czas stając w miejscu, żeby poprawić siatki z zakupami. Nakupiła tego tyle, że powinno wystarczyć na cały nadchodzący tydzień. Westchnęła ciężko i ruszyła w dalszą drogę. Dobrze, że już było widać jej blok. Odetchnęła, więc z ulgą i przyspieszyła kroku, co wkrótce okazało się być błędem. Ktoś, może chcący, a może nie wpadł na nią z całej siły. Torby z zakupami z głuchym łoskotem spadły na chodnik, a niektóre z zakupów potoczyły się na ulicę. Wściekła odrzuciła swoje długie włosy do tyłu i zmrużyła oczy.
-Co ty najlepszego zrobiłeś?!- Krzyknęła na chłopaka, za którego sprawą to wszystko się stało.
-Ja, przepraszam. Nie zauważyłem cię- Powiedział.- Pomogę ci je zebrać…
-Daruj sobie!- Wrzasnęła.- Reklamówki są podarte, a połowa tych produktów już nie nadaje się do użytku! Czy ty nie widzisz ludzi, których mijasz?!
-Przepraszam, ale właśnie chowałem telefon do kieszeni…
-A, co mnie to obchodzi?!
-Równie dobrze to ja mógłbym się zapytać, co mnie obchodzą pani zakupy, ale…
-Słucham?! No nie! Jest pan bezczelny!- Wydzierała się dalej.- A może to ja sama narobiłam tyle bałaganu, co?
-Mogę pani wszystko odkupić- Oznajmił. - Tak, jestem w stanie to zrobić- Dodał, widząc jej zdezorientowaną minę.
-A proszę bardzo- Prychnęła wściekle i popatrzyła na niego. Poczuła ogromne rumieńce na policzkach i szybko spuściła głowę. Stała na środku chodnika w towarzystwie niezmiernie przystojnego chłopaka, na którego właśnie nawrzeszczała. Kiedy policzyła do dziesięciu zdecydowała się podnieść głowę.- W sumie to nie trzeba…Sama sobie poradzę- Wyjąkała.- I przepraszam za te krzyki.
-Co się stało, że tak szybko zmieniła pani zdanie?- Zapytał z uprzejmością.
-Nieważne- Mruknęła speszona całą tą sytuacją, bo nie chciała dać po sobie poznać, że uroda chłopaka zrobiła na niej jakiekolwiek wrażenie.- Ma pan może jakąś reklamówkę, czy coś? Niektóre z nich powinny być jeszcze dobre…
-Mam- Oznajmił chłopak i wyciągnął z dużej torby reklamówkę.- I jeszcze raz przepraszam- Powiedział, kiedy pomagał jej zebrać zakupy.
-Ja też…I dziękuję- Powiedziała i czym prędzej oddaliła się od niego. Nigdy więcej takich sytuacji!

 Monika usłyszała chrzęst klucza w zamku, co zapewne oznaczało, że Ola wróciła z jedzeniem. Jak to ona odczuwała głód skumulowany swoimi wokalnymi występami na balkonie, więc pobiegła do przyjaciółki, by pomóc jej z torbami i przy tej okazji dorwać się do zakupów. Od razu zauważyła, że Ola ma nietęgą minę, więc zapytała się, co się stało:
-Oluś, co jest? Coś się stało? Ośmieszyłaś się jakoś?
Ola posłała jej wrogie spojrzenie, ale potem przypominając sobie całą sytuację, roześmiała się cicho:
-Skąd wiedziałaś?
-Bo to u nas... przyjacielskie. Obie mamy w zwyczaju coś dziwnego odwalić. Ale...- Monika poklepała pokrzepiająco ramię Oli. - Nie martw się. Cokolwiek byś nie zrobiła, nie ośmieszyłaś się tak jak ja... hahahaha. - Monika na wspomnienie wydarzenia na balkonie dostała głupawki, aż zsunęła się po ścianie na podłogę, ukrywając twarz w dłoniach. Po widoku trzęsących się ramion trudno było ocenić, czy nadal śmieje się, czy może już płacze, dlatego też Ola z niepokojem zapytała się:
-Wszystko w porządku?
Monika w końcu podniosła głowę. Po jej policzkach faktycznie spływały łzy, ale wnioskując po wciąż wydobywającym się z jej gardła śmiechu, nie płakała ze smutku.
-Byłoby w porządku, gdybym... hahaha... nie śpiewała piosenek na balkonie... hahaha.. o Mateuszu. I gdyby on tamtędy nie przechodził. - Wydusiła z siebie Monika.
-Cooo?! - Ola była wyraźnie zaskoczona - Jak to? To na pewno był on? - Wciąż nie dowierzała.
-Niestety raczej na pewno. - Zapewniła Monika.
-Hahaha, ale widzisz... twoje rozpaczliwe okrzyki poskutkowały! - Teraz już także i ona była mocno rozbawiona i prawie zapomniała o swojej przygodzie.
-No i co skarbie? Nie przebijesz mnie. Zbłaźniłam się, nie wychodząc z domu.  A ty co zrobiłaś? - Zaciekawiła się Monika.
-Ach, po co mi przypomniałaś?- Westchnęła Ola, ale opowiedziała przyjaciółce całą historię.
-Hahaha, no to zaszalałaś dziewczyno. Ale nie martw się, pewnie nigdy go już nie spotkasz. - Próbowała pocieszyć Olę, ale chyba jej próba nie odniosła zamierzonego skutku, bo dziewczyna się zasmuciła.
-Ale on był taki przystojny, bardzo wysoki, muskularny, a przy tym tak słodko mnie przepraszał... - Głos Oli przybrał rozmarzony ton, a wzrok miała dziwnie zamglony.
-A więc o to tu chodzi. - Monika uśmiechnęła się niczym detektyw, który rozwiązał właśnie zagadkę. - W takim razie zmieniam zdanie. Rzeszów, jak się okazuje, to nie jest takie duże miasto. Skoro pod moim balkonem może przechodzić Mateusz, to ty możesz gdzieś spotkać swojego pana bezimiennego.
-Jakiego mojego? Czy ty coś sugerujesz? Tak tylko mówię o nim, bez związku.
-Już ja tam swoje wiem. - z twarzy Moniki nie znikał uśmieszek, za który dostała po głowie od Oli, ale to i tak nie sprawiło, że dziewczyna przestała się uśmiechać. Nareszcie nie tylko ona będzie w tym domu panną Zakochaną.



****

Witamy!

W taki oto sposób mamy już za sobą pierwszy rozdział naszego opowiadania.
Początki zawsze są trudne, więc pewnie jeszcze się rozkręcimy, ale mamy nadzieję, że i teraźniejsze wytwory naszych chorych wyobraźni choć trochę wam się podobają.
Następnego rozdziału możecie spodziewać się pewnie za tydzień.

Pozdrawiamy cieplutko! ;)