Od przeprowadzki Moniki minął okrągły tydzień. Od tego czasu Ola chodziła spać po północy, bo młodsza przyjaciółka zajmowała ją rozmowami, co starszej zbytnio nie przeszkadzało. Wiodły beztroskie życie, korzystając jeszcze z uroków wakacji. Od października Ola miała rozpocząć drugi rok fotografii, a Monika miała zacząć studiować upragnione dziennikarstwo. Szatynka odwróciła się na drugi bok, bo chciała jeszcze zaczerpnąć, choć odrobiny snu, ale uniemożliwił jej to krzyk przyjaciółki.
-Ola!- Wrzasnęła blondynka i z impetem wpadła do jej pokoju.
-Co? Daj pospać!- Mruknęła spod kołdry, ale Monika jednym ruchem ją zdarła.- Co chcesz?
-Jeść! Chciałam jeść, a lodówka znów świeci pustkami!- Powiedziała zakładając ręce na piersi.
-Ola!- Wrzasnęła blondynka i z impetem wpadła do jej pokoju.
-Co? Daj pospać!- Mruknęła spod kołdry, ale Monika jednym ruchem ją zdarła.- Co chcesz?
-Jeść! Chciałam jeść, a lodówka znów świeci pustkami!- Powiedziała zakładając ręce na piersi.
-No i?
-No i to, że masz wstawać z łóżka i iść zrobić zakupy!
-Dlaczego ja?- Zdziwiła się.
-Bo lepiej znasz okolicę- Wyszczerzyła się młodsza.- A chyba nie chcesz, żebym się zgubiła, co? Moi rodzice nigdy by ci tego nie wybaczyli!- Wytknęła jej język.
-Monika!- Ola rzuciła w nią poduszką i niechętnie wstała z łóżka.
-Lalalala, jaki piękny jest ten świat!- Podśpiewywała sobie radośnie Monika, a raczej próbowała śpiewać, bo dźwięki, które wydobywały się z jej gardła, raczej trudno było nazwać śpiewem. Dziewczyna właśnie wykonywała poranną toaletę, by choć trochę przypominać przeciętnego homo sapiens. W końcu nie wiadomo, kogo może dziś spotkać. Na dworze było bardzo ciepło, mimo że kończył się już wrzesień, więc postanowiła wyjść na balkon i tam naturalną metodą osuszyć wilgotne włosy. Jako, że od rana była w śpiewaczym nastroju, nie mogła powstrzymać się od nucenia nawet na otwartej przestrzeni:
- Mikuuuuusiu mój kochany przybyłam do Cieeeebie i będzie nam jak w nieeebie. - Po czym doszła do kulminacyjnego momentu występu i niczym artysta rockowy postanowiła wykrzyczeć ostatni wers: - BO JA TAK STRASZNIE MATEUSZKU KOCHAM CIĘ!
Następnie pokłoniła się nieistniejącej widowni i sama stworzyła dla siebie aplauz. Niestety widownia jednak istniała, o czym przekonała się, patrząc w dół. Jej jednoosobowa widownia wyglądała na trochę zdziwioną i bardzo rozbawioną. I do złudzenia przypominała faktycznego adresata jej zacnej pieśni. Po tym ostatnim wniosku Monice nie pozostało nic innego, jak tylko z piskiem na ustach schronić się szybko w pokoju i najlepiej na wszelki wypadek już nigdy z niego nie wychodzić.
Wracała do domu obładowana zakupami i w myślach przeklinała wszystkich, którzy choć niechcący ją trącili. Była w podłym nastroju, sama nie wiedziała, co jest tym spowodowane. Może tym, że w sklepie trafiła na niezbyt przyjemną ekspedientkę? Pokręciła jedynie głową, co jakiś czas stając w miejscu, żeby poprawić siatki z zakupami. Nakupiła tego tyle, że powinno wystarczyć na cały nadchodzący tydzień. Westchnęła ciężko i ruszyła w dalszą drogę. Dobrze, że już było widać jej blok. Odetchnęła, więc z ulgą i przyspieszyła kroku, co wkrótce okazało się być błędem. Ktoś, może chcący, a może nie wpadł na nią z całej siły. Torby z zakupami z głuchym łoskotem spadły na chodnik, a niektóre z zakupów potoczyły się na ulicę. Wściekła odrzuciła swoje długie włosy do tyłu i zmrużyła oczy.
-Co ty najlepszego zrobiłeś?!- Krzyknęła na chłopaka, za którego sprawą to wszystko się stało.
-Ja, przepraszam. Nie zauważyłem cię- Powiedział.- Pomogę ci je zebrać…
-Daruj sobie!- Wrzasnęła.- Reklamówki są podarte, a połowa tych produktów już nie nadaje się do użytku! Czy ty nie widzisz ludzi, których mijasz?!
-Przepraszam, ale właśnie chowałem telefon do kieszeni…
-A, co mnie to obchodzi?!
-Równie dobrze to ja mógłbym się zapytać, co mnie obchodzą pani zakupy, ale…
-Słucham?! No nie! Jest pan bezczelny!- Wydzierała się dalej.- A może to ja sama narobiłam tyle bałaganu, co?
-Mogę pani wszystko odkupić- Oznajmił. - Tak, jestem w stanie to zrobić- Dodał, widząc jej zdezorientowaną minę.
-A proszę bardzo- Prychnęła wściekle i popatrzyła na niego. Poczuła ogromne rumieńce na policzkach i szybko spuściła głowę. Stała na środku chodnika w towarzystwie niezmiernie przystojnego chłopaka, na którego właśnie nawrzeszczała. Kiedy policzyła do dziesięciu zdecydowała się podnieść głowę.- W sumie to nie trzeba…Sama sobie poradzę- Wyjąkała.- I przepraszam za te krzyki.
-Co się stało, że tak szybko zmieniła pani zdanie?- Zapytał z uprzejmością.
-Nieważne- Mruknęła speszona całą tą sytuacją, bo nie chciała dać po sobie poznać, że uroda chłopaka zrobiła na niej jakiekolwiek wrażenie.- Ma pan może jakąś reklamówkę, czy coś? Niektóre z nich powinny być jeszcze dobre…
-Mam- Oznajmił chłopak i wyciągnął z dużej torby reklamówkę.- I jeszcze raz przepraszam- Powiedział, kiedy pomagał jej zebrać zakupy.
-Ja też…I dziękuję- Powiedziała i czym prędzej oddaliła się od niego. Nigdy więcej takich sytuacji!
Monika usłyszała chrzęst klucza w zamku, co zapewne oznaczało, że Ola wróciła z jedzeniem. Jak to ona odczuwała głód skumulowany swoimi wokalnymi występami na balkonie, więc pobiegła do przyjaciółki, by pomóc jej z torbami i przy tej okazji dorwać się do zakupów. Od razu zauważyła, że Ola ma nietęgą minę, więc zapytała się, co się stało:
-Oluś, co jest? Coś się stało? Ośmieszyłaś się jakoś?
Ola posłała jej wrogie spojrzenie, ale potem przypominając sobie całą sytuację, roześmiała się cicho:
-Skąd wiedziałaś?
-Bo to u nas... przyjacielskie. Obie mamy w zwyczaju coś dziwnego odwalić. Ale...- Monika poklepała pokrzepiająco ramię Oli. - Nie martw się. Cokolwiek byś nie zrobiła, nie ośmieszyłaś się tak jak ja... hahahaha. - Monika na wspomnienie wydarzenia na balkonie dostała głupawki, aż zsunęła się po ścianie na podłogę, ukrywając twarz w dłoniach. Po widoku trzęsących się ramion trudno było ocenić, czy nadal śmieje się, czy może już płacze, dlatego też Ola z niepokojem zapytała się:
-Wszystko w porządku?
Monika w końcu podniosła głowę. Po jej policzkach faktycznie spływały łzy, ale wnioskując po wciąż wydobywającym się z jej gardła śmiechu, nie płakała ze smutku.
-Byłoby w porządku, gdybym... hahaha... nie śpiewała piosenek na balkonie... hahaha.. o Mateuszu. I gdyby on tamtędy nie przechodził. - Wydusiła z siebie Monika.
-Cooo?! - Ola była wyraźnie zaskoczona - Jak to? To na pewno był on? - Wciąż nie dowierzała.
-Niestety raczej na pewno. - Zapewniła Monika.
-Hahaha, ale widzisz... twoje rozpaczliwe okrzyki poskutkowały! - Teraz już także i ona była mocno rozbawiona i prawie zapomniała o swojej przygodzie.
-No i co skarbie? Nie przebijesz mnie. Zbłaźniłam się, nie wychodząc z domu. A ty co zrobiłaś? - Zaciekawiła się Monika.
-Ach, po co mi przypomniałaś?- Westchnęła Ola, ale opowiedziała przyjaciółce całą historię.
-Hahaha, no to zaszalałaś dziewczyno. Ale nie martw się, pewnie nigdy go już nie spotkasz. - Próbowała pocieszyć Olę, ale chyba jej próba nie odniosła zamierzonego skutku, bo dziewczyna się zasmuciła.
-Ale on był taki przystojny, bardzo wysoki, muskularny, a przy tym tak słodko mnie przepraszał... - Głos Oli przybrał rozmarzony ton, a wzrok miała dziwnie zamglony.
-A więc o to tu chodzi. - Monika uśmiechnęła się niczym detektyw, który rozwiązał właśnie zagadkę. - W takim razie zmieniam zdanie. Rzeszów, jak się okazuje, to nie jest takie duże miasto. Skoro pod moim balkonem może przechodzić Mateusz, to ty możesz gdzieś spotkać swojego pana bezimiennego.
-Jakiego mojego? Czy ty coś sugerujesz? Tak tylko mówię o nim, bez związku.
-Już ja tam swoje wiem. - z twarzy Moniki nie znikał uśmieszek, za który dostała po głowie od Oli, ale to i tak nie sprawiło, że dziewczyna przestała się uśmiechać. Nareszcie nie tylko ona będzie w tym domu panną Zakochaną.
-No i to, że masz wstawać z łóżka i iść zrobić zakupy!
-Dlaczego ja?- Zdziwiła się.
-Bo lepiej znasz okolicę- Wyszczerzyła się młodsza.- A chyba nie chcesz, żebym się zgubiła, co? Moi rodzice nigdy by ci tego nie wybaczyli!- Wytknęła jej język.
-Monika!- Ola rzuciła w nią poduszką i niechętnie wstała z łóżka.
-Lalalala, jaki piękny jest ten świat!- Podśpiewywała sobie radośnie Monika, a raczej próbowała śpiewać, bo dźwięki, które wydobywały się z jej gardła, raczej trudno było nazwać śpiewem. Dziewczyna właśnie wykonywała poranną toaletę, by choć trochę przypominać przeciętnego homo sapiens. W końcu nie wiadomo, kogo może dziś spotkać. Na dworze było bardzo ciepło, mimo że kończył się już wrzesień, więc postanowiła wyjść na balkon i tam naturalną metodą osuszyć wilgotne włosy. Jako, że od rana była w śpiewaczym nastroju, nie mogła powstrzymać się od nucenia nawet na otwartej przestrzeni:
- Mikuuuuusiu mój kochany przybyłam do Cieeeebie i będzie nam jak w nieeebie. - Po czym doszła do kulminacyjnego momentu występu i niczym artysta rockowy postanowiła wykrzyczeć ostatni wers: - BO JA TAK STRASZNIE MATEUSZKU KOCHAM CIĘ!
Następnie pokłoniła się nieistniejącej widowni i sama stworzyła dla siebie aplauz. Niestety widownia jednak istniała, o czym przekonała się, patrząc w dół. Jej jednoosobowa widownia wyglądała na trochę zdziwioną i bardzo rozbawioną. I do złudzenia przypominała faktycznego adresata jej zacnej pieśni. Po tym ostatnim wniosku Monice nie pozostało nic innego, jak tylko z piskiem na ustach schronić się szybko w pokoju i najlepiej na wszelki wypadek już nigdy z niego nie wychodzić.
Wracała do domu obładowana zakupami i w myślach przeklinała wszystkich, którzy choć niechcący ją trącili. Była w podłym nastroju, sama nie wiedziała, co jest tym spowodowane. Może tym, że w sklepie trafiła na niezbyt przyjemną ekspedientkę? Pokręciła jedynie głową, co jakiś czas stając w miejscu, żeby poprawić siatki z zakupami. Nakupiła tego tyle, że powinno wystarczyć na cały nadchodzący tydzień. Westchnęła ciężko i ruszyła w dalszą drogę. Dobrze, że już było widać jej blok. Odetchnęła, więc z ulgą i przyspieszyła kroku, co wkrótce okazało się być błędem. Ktoś, może chcący, a może nie wpadł na nią z całej siły. Torby z zakupami z głuchym łoskotem spadły na chodnik, a niektóre z zakupów potoczyły się na ulicę. Wściekła odrzuciła swoje długie włosy do tyłu i zmrużyła oczy.
-Co ty najlepszego zrobiłeś?!- Krzyknęła na chłopaka, za którego sprawą to wszystko się stało.
-Ja, przepraszam. Nie zauważyłem cię- Powiedział.- Pomogę ci je zebrać…
-Daruj sobie!- Wrzasnęła.- Reklamówki są podarte, a połowa tych produktów już nie nadaje się do użytku! Czy ty nie widzisz ludzi, których mijasz?!
-Przepraszam, ale właśnie chowałem telefon do kieszeni…
-A, co mnie to obchodzi?!
-Równie dobrze to ja mógłbym się zapytać, co mnie obchodzą pani zakupy, ale…
-Słucham?! No nie! Jest pan bezczelny!- Wydzierała się dalej.- A może to ja sama narobiłam tyle bałaganu, co?
-Mogę pani wszystko odkupić- Oznajmił. - Tak, jestem w stanie to zrobić- Dodał, widząc jej zdezorientowaną minę.
-A proszę bardzo- Prychnęła wściekle i popatrzyła na niego. Poczuła ogromne rumieńce na policzkach i szybko spuściła głowę. Stała na środku chodnika w towarzystwie niezmiernie przystojnego chłopaka, na którego właśnie nawrzeszczała. Kiedy policzyła do dziesięciu zdecydowała się podnieść głowę.- W sumie to nie trzeba…Sama sobie poradzę- Wyjąkała.- I przepraszam za te krzyki.
-Co się stało, że tak szybko zmieniła pani zdanie?- Zapytał z uprzejmością.
-Nieważne- Mruknęła speszona całą tą sytuacją, bo nie chciała dać po sobie poznać, że uroda chłopaka zrobiła na niej jakiekolwiek wrażenie.- Ma pan może jakąś reklamówkę, czy coś? Niektóre z nich powinny być jeszcze dobre…
-Mam- Oznajmił chłopak i wyciągnął z dużej torby reklamówkę.- I jeszcze raz przepraszam- Powiedział, kiedy pomagał jej zebrać zakupy.
-Ja też…I dziękuję- Powiedziała i czym prędzej oddaliła się od niego. Nigdy więcej takich sytuacji!
Monika usłyszała chrzęst klucza w zamku, co zapewne oznaczało, że Ola wróciła z jedzeniem. Jak to ona odczuwała głód skumulowany swoimi wokalnymi występami na balkonie, więc pobiegła do przyjaciółki, by pomóc jej z torbami i przy tej okazji dorwać się do zakupów. Od razu zauważyła, że Ola ma nietęgą minę, więc zapytała się, co się stało:
-Oluś, co jest? Coś się stało? Ośmieszyłaś się jakoś?
Ola posłała jej wrogie spojrzenie, ale potem przypominając sobie całą sytuację, roześmiała się cicho:
-Skąd wiedziałaś?
-Bo to u nas... przyjacielskie. Obie mamy w zwyczaju coś dziwnego odwalić. Ale...- Monika poklepała pokrzepiająco ramię Oli. - Nie martw się. Cokolwiek byś nie zrobiła, nie ośmieszyłaś się tak jak ja... hahahaha. - Monika na wspomnienie wydarzenia na balkonie dostała głupawki, aż zsunęła się po ścianie na podłogę, ukrywając twarz w dłoniach. Po widoku trzęsących się ramion trudno było ocenić, czy nadal śmieje się, czy może już płacze, dlatego też Ola z niepokojem zapytała się:
-Wszystko w porządku?
Monika w końcu podniosła głowę. Po jej policzkach faktycznie spływały łzy, ale wnioskując po wciąż wydobywającym się z jej gardła śmiechu, nie płakała ze smutku.
-Byłoby w porządku, gdybym... hahaha... nie śpiewała piosenek na balkonie... hahaha.. o Mateuszu. I gdyby on tamtędy nie przechodził. - Wydusiła z siebie Monika.
-Cooo?! - Ola była wyraźnie zaskoczona - Jak to? To na pewno był on? - Wciąż nie dowierzała.
-Niestety raczej na pewno. - Zapewniła Monika.
-Hahaha, ale widzisz... twoje rozpaczliwe okrzyki poskutkowały! - Teraz już także i ona była mocno rozbawiona i prawie zapomniała o swojej przygodzie.
-No i co skarbie? Nie przebijesz mnie. Zbłaźniłam się, nie wychodząc z domu. A ty co zrobiłaś? - Zaciekawiła się Monika.
-Ach, po co mi przypomniałaś?- Westchnęła Ola, ale opowiedziała przyjaciółce całą historię.
-Hahaha, no to zaszalałaś dziewczyno. Ale nie martw się, pewnie nigdy go już nie spotkasz. - Próbowała pocieszyć Olę, ale chyba jej próba nie odniosła zamierzonego skutku, bo dziewczyna się zasmuciła.
-Ale on był taki przystojny, bardzo wysoki, muskularny, a przy tym tak słodko mnie przepraszał... - Głos Oli przybrał rozmarzony ton, a wzrok miała dziwnie zamglony.
-A więc o to tu chodzi. - Monika uśmiechnęła się niczym detektyw, który rozwiązał właśnie zagadkę. - W takim razie zmieniam zdanie. Rzeszów, jak się okazuje, to nie jest takie duże miasto. Skoro pod moim balkonem może przechodzić Mateusz, to ty możesz gdzieś spotkać swojego pana bezimiennego.
-Jakiego mojego? Czy ty coś sugerujesz? Tak tylko mówię o nim, bez związku.
-Już ja tam swoje wiem. - z twarzy Moniki nie znikał uśmieszek, za który dostała po głowie od Oli, ale to i tak nie sprawiło, że dziewczyna przestała się uśmiechać. Nareszcie nie tylko ona będzie w tym domu panną Zakochaną.
****
Witamy!
W taki oto sposób mamy już za sobą pierwszy rozdział naszego opowiadania.
Początki zawsze są trudne, więc pewnie jeszcze się rozkręcimy, ale mamy nadzieję, że i teraźniejsze wytwory naszych chorych wyobraźni choć trochę wam się podobają.
Następnego rozdziału możecie spodziewać się pewnie za tydzień.
Pozdrawiamy cieplutko! ;)
Początki zawsze są trudne, więc pewnie jeszcze się rozkręcimy, ale mamy nadzieję, że i teraźniejsze wytwory naszych chorych wyobraźni choć trochę wam się podobają.
Następnego rozdziału możecie spodziewać się pewnie za tydzień.
Pozdrawiamy cieplutko! ;)